Samoocena – zarządca ludzkich działań. Cz.2

Czyli co ciągnie nas w dół ?

Na czym te mechanizmy, o których wspomniałam, polegają? Aby je przybliżyć krótko opiszę o co w tym chodzi.

Myślenie czarno-białe zakłada, że albo jesteśmy w czymś dobrzy albo nie. Brak jakichkolwiek odcieni szarości. Nie ma nic po środku. Jednym słowem – albo umiem język angielski i jestem super, albo nie umiem mówić po angielsku i jestem do niczego. Nie zmusi mnie nikt do rozmawiania o ile nie są to zdania piękne, że umiem je perfekcyjnie. Nawet jeżeli rozumiem co do mnie mówią obcokrajowcy, sama nie podejmuję konwersacji w obawie przed ośmieszeniem się, że ktoś zauważy iż moja gramatyka nie jest doskonała. Takie myślenie skazane jest z góry na porażkę. Ogranicza możliwość rozwoju, kieruje się nakazami, zakazami i obowiązkiem: muszę- być dobry, należy- być pierwszym, nie wolno- popełniać błędów. Ale skąd to się w nas bierze? Dlaczego sami sobie stawiamy takie ograniczenia? Otóż, takiego myślenia możemy nauczyć się na przykład w domu gdy mamy wymagających rodziców, opiekunów karcących za pomyłki. Dodatkowo często szkoła wzmacnia takie myślenie, w którym nie ma miejsca na błędy bo za każdy jesteśmy rozliczani. Kto nie popełnia błędów (a przynajmniej nie pokazuje, że je popełnia) ma spokój, lepsze oceny. Ktoś komu nie wszystko wychodzi i nie czuje się dobrze w jakimś przedmiocie – nie podniesie ręki do góry. A jeśli nawet zna temat, też się nie zgłosi do odpowiedzi w obawie, że jeśli się pomyli zostanie źle oceniony. Lepiej więc się nie wychylać.

Tym samym pozbawiamy siebie możliwości próbowania i uczenia się jak radzić sobie z problemami w obawie przed złą oceną innych.

Generalizowanie to sposób postrzegania świata polegający na zakładaniu, że coś zawsze lub nigdy się nie dzieje („Tobie nigdy nic się nie udaje”), że nikt mnie nie docenia czy nie lubi („Wszyscy są do mnie uprzedzeni.”, „Nikt mnie nie chce zatrudnić bo jestem kiepski.”). W ten sposób nakręcamy spiralę myślenia o sobie w dół, przez co wpędzamy siebie w negatywne a czasem nawet depresyjne myślenie na swój temat. Wpędzamy siebie w choroby (ból brzucha, gorączka, grypa, etc) co dodatkowo upewnia nas w naszej niemocy. Pojawiają się objawy somatyczne, cielesne ciągnące nasze myślenie w dół. Czujemy się gorsi, słabsi, poza nawiasem i mamy na to dowody (!). Patrzymy na innych jak na wrogów i ogarnia nas coraz większa bezsilność i niemoc. Coraz większa bezradność. A człowiek bezradny patrzy na siebie negatywnie.

Porównywanie się z innymi – to świetny sposób, którego nauczyliśmy się od innych (szczególnie od osób dla nas ważnych – rodziców, opiekunów), którzy w dobrej wierze, w celu zwrócenia uwagi na nasze niedoskonałości mówili do nas:„Zobacz a Kasia pisze ładniej od Ciebie”, „Bartek to jest super z matematyki a ty nie potrafisz zliczyć do dziesięciu”. Tą prostą metodę wykorzystujemy w życiu dorosłym by dostrzec swoje braki. Postrzegamy innych przez pryzmat tego, że są oni od nas lepsi, bardziej doświadczeni, mądrzejsi, szybsi, zdolniejsi, ładniejsi zamiast po prostu inni. Bardzo łatwo znajdujemy takie osoby bo jesteśmy nastawieni na ich wyszukiwanie aby udowodnić sobie, że jesteśmy gorsi. I nie chodzi tu o zwykły sabotaż siebie a przede wszystkim o ochronę swojego JA przed kolejną porażką. Przecież łatwiej i zdrowiej z góry założyć, że czegoś nie umiem, nie potrafię (bo są inni, którzy to zrobią lepiej) aby potem nie musieć zmagać się z ewentualnymi reperkusjami związanymi z niepowodzeniem jeśli się nie uda. A niepowodzenie przecież boli. A boli bo nie nauczyliśmy się sobie z nim radzić i wykorzystywać dla swojego rozwoju. Nie nauczyliśmy się, bo każda porażka była wytykana, porównywana zamiast traktowana jako krok ku dalszemu wzrostowi. Bo nikt nie zauważał, że nawet jeśli ponieśliśmy porażkę, to przecież coś robiliśmy, coś się udało, coś stanowiło krok do przodu. Mimo naszych wysiłków nie dostaliśmy odpowiedniego wsparcia wtedy gdy było najbardziej potrzebne. Stąd nasz obraz samych siebie jest obrazem, który na tle innych wypada blado, bo sami go malujemy takimi kolorami.

Zgadywanie, co myślą o mnie inni i odnoszenie wszystkiego co się dzieje do siebie – wiąże się z przeczuleniem na własnym punkcie. To czytanie „między wierszami” tego co mówi rozmówca i dopowiadanie własnej wersji wydarzeń, wyciąganie pochopnych wniosków, z góry zakładanie, że ktoś jest do nas negatywnie nastawiony. Takie reakcje powodują skupianie się przede wszystkim na własnych obawach i lękach o to co inni powiedzą, jak mnie ocenią, co sobie o mnie pomyślą. To skutecznie przeszkadza skupić się na działaniu i realizacji celu. Takie wzorce zachowań często mają związek z dużą wrażliwością osoby, brakiem doświadczenia konstruktywnych, odpowiednich wzorców zachowań społecznych przekazywanych w okresie dorastania (czyli w czasie gdy było to najbardziej potrzebne), braku wsparcia w sytuacjach trudnych z rówieśnikami, poczucia braku akceptacji i ciągłej oceny przez innych.

Z tego wynika kolejne destruktywne zachowanie – katastrofizowanie. Przejawia się tym, że skoro wszyscy są źle nastawieni do mnie, a ja mam poczucie, że czegoś nie umiem dostatecznie dobrze (np. nie umiem tak dobrze mówić po angielsku jak Janek), to na pewno nie uda mi się osiągnąć tego co chcę. Z góry zakładamy porażkę, oczekujemy najgorszego wyniku. Takie myślenie działa jak samospełniające się proroctwo – jeśli nie chcesz żeby się udało to na pewno się nie uda! Wszystkie działania, które podejmujesz z takim myśleniem będą dowodem na to, że się nie nadajesz do robienia tego co właśnie robisz.

Dobrym sposobem na sabotowanie siebie i swoich sukcesów jest przypisywanie sobie winy za porażki i upatrywanie sukcesu w czynnikach od nas niezależnych. Czyli – jak coś mi nie wyszło – to moja wina bo przecież nie jestem tak dobry jak inni, nie mam odpowiedniego wykształcenia, doświadczenia, umiejętności, możliwości. Gdy mi coś wyjdzie – to tylko przypadkiem, bo były sprzyjające warunki, bo ktoś mi pomógł, bo było łatwe, udało mi się wyjątkowo. A na dodatek jak coś się nie powiedzie to sami sobie dokopujemy, jakby było mało, że się nie powiodło. Stawiamy siebie w stan oskarżenia i wymierzamy kary: że znowu zawaliliśmy, że znowu nam nie wyszło, że można było lepiej i utwierdzamy siebie w przekonaniu, że jesteśmy do niczego. Jest to bardzo wygodne bo pozwala nie brać na siebie odpowiedzialności zarówno gdy coś wyjdzie (przypadkiem, więc nie dawaj mi więcej roboty) jak gdy coś nie wyjdzie (no przecież mówiłem, że się nie nadaję). Cdn.

Powyższy tekst jest chroniony ustawą o prawie autorskim i prawach pokrewnych. © Copyright by Alicja Stankiewicz

  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *