Seniorka – maratończyk. Kto mówi, że jestem za stara aby zacząć biegać?

Pani Grażyna Marczak. Optymistyczna emerytka lat 62. Pełna energii i pozytywnego myślenia. Osoba, która nie poddała się trudnościom. Podniosła się z wielu problemów. Nauczyła się w końcu pływać a jej pasją od 5 lat jest bieganie. Można? Można.

Zapraszam do przeczytania wywiadu z seniorką – maratończykiem, która udowadnia, że wiek nie jest przeszkodą aby zacząć coś robić, aby podejmować wyzwania i cieszyć się życiem.

Od ilu lat Pani biega?

Pierwszy maraton przebiegłam 11.11.2011 bez przygotowania, ale tak naprawdę biegam od dwóch lat.

Co Panią skłoniło do biegania?

Moja sytuacja życiowa. Moja córka, która sięgnęła po alkohol i narkotyki. Ja wtedy nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Któregoś dnia, jadąc do domu, byłam bardzo zdołowana całą tą sytuacją. Nagle zobaczyłam na urzędzie dzielnicowym ogłoszenie o biegach, że dzielnica organizuje raz w tygodniu z trenerem biegi dla kobiet. No i poszłam tam, aczkolwiek jak poszłam, to się wystraszyłam. Zobaczyłam same młode dziewczyny i tylko dwie starsze osoby w moim wieku. Ale jak pobiegliśmy to nie byłam najgorsza. Wszyscy byli początkujący i od tego się zaczęło.

 

01_Pani GrazynaMarczak

 

Jakie były początki?

Później w październiku były podsumowujące zawody, ale tak się spaliłam, że ledwo do mety dobiegłam. Na 30 osób byłam 13. Ale cóż to było pierwsze doświadczenie. Po tych zawodach dziewczyny jechały zapisać się na bieg niepodległości i wtedy pomyślałam, że chyba gorsza nie jestem.  Dają 2 godziny na 10 kilometrów to chyba przebiegnę. Bardzo mi zależało, żeby nie złamać godziny – czyli żeby pobiec poniżej godziny. I udało mi się. Co prawda jak już z powrotem biegłam to było lżej, ale jak zobaczyłam metę to mnie sparaliżowało. Meta – a ja tak blisko. I stanęłam jak słup soli, coś mnie zamurowało, ale wzięłam się w garść i dobiegłam. Nie złamałam tej godziny, a jak stanęłam na mecie to nie wiedziałam co robić w tłumie. Poczułam się, bo to był mój pierwszy bieg,  z jednej strony taka obca a z drugiej bezpieczna – tyle ludzi każdy biega. Gdy tak stanęłam przed metą, przeżegnałam się i mówię „Matko Boska ten bieg ofiaruję Tobie. Jak przebiegnę, będzie dobrze, a jak nie złamię godziny to wszystko będzie dobrze – moje życie się zmieni. Paulina pójdzie się leczyć .” I to było w piątek, pamiętam, a w niedzielę Paulina dzwoni, że chce się leczyć.

Czyli tak naprawdę zaczęła Pani biegać z taką intencją, żeby Paulina wyzdrowiała?

Sama intencja zrodziła się, gdy stanęłam na mecie. Dlaczego – bo ja się tak bardzo wystraszyłam. Wszyscy byli jako tako przygotowani, a ja byłam zupełny laik. Surowizna. Ale udało mi się. Czyli mogłam.

Czy wcześniej Pani biegała?

Nie nigdy.

To co spowodowało, że akurat zdecydowała się Pani na bieganie a nie coś innego?

Chciałam coś ze sobą zrobić, a to było dostępne na daną chwilę.

Taki przypadek, impuls?

Tak, jechałam tramwajem, to mi wpadło w oko. A ja wtedy przecież pływać nie umiałam, ćwiczyć w ogóle nie ćwiczyłam, a chciałam coś robić żeby zacząć coś robić, zająć się sobą.

A co do tamtego momentu Pani robiła?

Pracowałam, oglądałam seriale ile ich wyszło, trochę narzekałam, i byłam bardzo nieszczęśliwa ponieważ uważałam, że skoro moja córka jest uzależniona to jestem bardzo nieszczęśliwą kobietą, że cały świat, całe moje życie się skończyło. Ale to był początek tego wszystkiego co wydarzyło się później: Ja zaczęłam biegać, w listopadzie Paula poszła do ośrodka, a w kwietniu ja trafiłam do grupy wsparcia w KARAN-nie. Od tego momentu zaczęłam już powoli wychodzić z tego ciemnego lasu ponieważ znalazłam się w grupie ludzi, którzy mają takie same problemy jak ja. Niektóre osoby nawet powiedziałabym, że są w gorszej sytuacji bo są samotne, albo bez pracy, czy bardziej nieporadne ode mnie. Ja w sumie byłam zagubiona, ale miałam w sobie dużo takiego potencjału, coś chciałam zrobić, że chciałam z tego wyjść.  Miałam wtedy pracę i już pewną emeryturę bo miałam przepracowane 38 lat. Już mnie nie mogli zwolnić. Finansowo byłam bezpieczna. Jedyne nieszczęście to zagubione dziecko, ale to nie tylko dziecko – cała rodzina zagubiona. Dlatego trzeba było coś zrobić, a najlepiej zacząć od siebie. Ja jeszcze wtedy nieświadomie, ale zaczęłam od siebie.

To jak to było?

Następny bieg byłam troszeczkę lepsza. W następny biegu, w tej grupie, w której 04_PaniGrzynaMarczakbiegałam, już się trochę wyróżniałam, byłam trochę już taki przywódca.  Po roku do grupy trafiły młode dziewczyny (tak w wieku 35 lat dwudziestu paru) i zaczęły się  przyjaźnie. Pewnego dnia powiedziałam – jakby ktoś chciał ze mną biegać to ja jestem wolna. No i taka Agnieszka się znalazła, i zaprzyjaźniłyśmy się,  wspólnie biegałyśmy. Przygotowywałyśmy się do biegu Niepodległości czy na bieg Warszawy. Poza tym, trzeba było zapisywać się na biegi przez Internet, żeby być na liście, a ja nie miałam komputera więc Agnieszka mnie zapisywała. Wyszukiwała biegi. Poza tym razem trenowałyśmy, spędzałyśmy miło wspólnie czas.

Czyli pojawiły się nowe przyjaźnie, dobrze spędzony czas, wsparcie, poczucie, że coś znaczę?

Tak. Z biegu na bieg byłam coraz lepsza. Agnieszka zaprosiła mnie na ślub, ja jej kibicowałam w przygotowaniach. Była dla mnie jak biegowa córka (śmiech). Z resztą, mówiłam o młodych, że to są takie moje dzieci biegowe. To Agnieszka namówiła mnie na pierwszy półmaraton krosowy w Kampinosie. Na początku powiedziałam „Nigdy w życiu”. Ale zapisałam się, ponieważ pomyślałam sobie tak – „przyjdzie mi kiedyś zamknąć oczy, ja już jestem po drugiej stronie brzegu, jestem już po 60 siatce – to muszę przebiec ten maraton.” Jak nie teraz to kiedy?

Takie pokonywanie siebie. Co Pani to dało?

Dało mi pewność,  że jak się czegoś chce to można tego dokonać nawet w wieku 61 lat . Można przebiec maraton i to z niezłym wynikiem. Maraton, który Agnieszka nie przebiegła, a ja tak. Agnieszce zdrowie nie pozwoliło więc przygotowywałam się sama. Przebiegłam !

Co w tym było takiego ważnego?

To, że gdy dobiegłam do mety młody chłopak ok 30 lat  mówi do mnie „Dziękuję Ci. Dzięki tobie dobiegłem. Bo pomyślałem sobie jak ona może – to i ja mogę”

Jakie to było uczucie usłyszeć takie słowa?

Bardzo budujące, że taki młody człowiek opiera się na takiej staruszce jak ja. Później pewna kobieta, trochę młodsza ode mnie, powiedziała też „Ty, ale ty dobra jesteś, ale dałaś czadu przed metą, a ja już  nie dałam rady.”

Czuła się Pani lepsza od nich?

Nie, bo ja też tak miałam. Jakbym  stanęła przed metą to bym nie przebiegła, już bym nie dała rady. Ja biegłam jak w jakimś transie ostatnie 2 km. Udało się, trochę też dzięki księdzu Rosikowi, bo kiedyś powiedział do mnie tak trochę prowokacyjnie– „kiedyś był prawdziwy mężczyzna, prawdziwa kobieta i prawdziwy maratończyk, a teraz jakieś pół, ćwiartki”. A ja na to mówię –„ słucham, ja księdzu pokażę, będzie prawdziwy maratończyk.” I to tak spontanicznie powiedziałam i już nie chciałam zawieść.

Jest Pani ambitna. To z jakim wynikiem przebiegła Pani  maraton?

Rozmowa z księdzem była we wrześniu a w listopadzie Agnieszka zapisała mnie na maraton do grupy 4h15min, że w tej strefie ukończę bieg. Ale ja powiedziałam, że jak skończę w 4h30min to będę najszczęśliwszą osobą świata. Ostatecznie nie złamałam cztery piętnaście – przebiegłam 4h14min nieświadomie. Co prawda miałam ogromny kryzys na 38 km ale przebiegłam, dałam radę. I później zapisałam się na następny bieg.

Takie pokonywanie siebie.

Ostatnio tydzień temu przebiegłam też bardzo trudny maraton. W strugach deszczu. W zimnie. Wywróciłam się, poobijałam, ale po raz pierwszy w maratonie stanęłam na pudle i było fajnie. Szczególnie, że mój młodszy kolega (czterdzieści parę lat) miał ok 20 minut gorszy czas ode mnie. I to w sumie jest taki wyznacznik, że nie jestem zła.

No raczej – jestem bardzo dobra. Widzę w pani dużo takiego entuzjazmu, radości z tego co pani robi w tej chwili, ale pamiętam też, bo rozmawiałyśmy wcześniej, że to ma również głębsze podłoże, właśnie związane z Pauliną. Jak te maratony wiążą się z Pauliną?

Ja tak trochę biegnę te maratony dla Paulini. Wczuwam się w człowieka uzależnionego i w to jak on musi walczyć, jakie pokonywać trudności, co musi ze sobą robić. Maraton to jest już olbrzymie wyzwanie, szczególnie dla osoby w moim wieku. Myślę sobie, że jak ja pokonam ten dystans i mnie się uda, to tak podświadomie wierzę, że i Paulinie też się uda.

Czyli nie podaje się Pani?

Nie, nie poddaję się. Miałam teraz wywrotkę, jestem poobijana, ale odniosłam 03_PaniGrazynaMarczakzwycięstwo. Stanęłam na  pudle. Ze wszystkiego można wyjść. To i Paulina wyjdzie.

Słyszałam też, że Pani nauczyła się niedawno pływać.

Nauczyłam się. Przepłynęłam basen. Czy umiem pływać, nie umiem powiedzieć. Utrzymuję się na wodzie i przepływam tak 200-300 m z czego trzy czwarte stylem grzbietowym. Już się nie boję, że się utopię. Czuję się pewnie na wodzie. Nie czuję się już tak panicznie jak kiedyś, bo kiedyś się topiłam i
bałam się wody. W tej chwili myślę – są ratownicy, z jednej strony jest banda, z drugiej są liny, jakoś to będzie i jak się odważyłam, to idzie o dziwo już lepiej

 Z tego co pamiętam to pani oprócz basenu i biegania robi jeszcze kilka innych rzeczy. Co jeszcze pani robi?

Chodzę na ćwiczenia pilates, na angielski, na informatykę, na Uniwersytet III wieku

Jest Pani bardzo zajętą kobietą. O której Pani wstaje?

Przeważnie ok 6:30 czasem później, ale raczej wstaję wcześniej żeby nie dawać przyzwolenia na rozluźnienie, bo wtedy wchodzi to w nawyk i wiele nie można zrobić, mam plany dnia.

W czym to pomaga?

Bo wiem co mam robić.

Czy ktoś panią uczył planowania?

Życie. Dla mnie wyzwaniem są słabsze osoby, które tracą czas i są marudne. Ja tak nie chcę. Nie chcę narzekać i tracić czasu. Chcę cieszyć się życiem, bo nie wiemy co nam los przyniesie. Dziś jest ok, a jutro nie wiemy co będzie. Trzeba się cieszyć każdą chwilą, każdym dniem, one już nie powrócą, nie cofniemy się do tyłu.

Pani Grażyno, jak to jest, że zaczęła Pani biegać dopiero koło 60-tki, pływać nauczyła się Pani dopiero przez ostatni rok, nie robiła Pani tego wszystkiego wcześniej a robi to Pani dopiero teraz?

Ja się bałam wyzwań, ja miałam zakodowane, że mi się nie uda. W tej chwili wiem, że jak się czegoś bardzo chce to się uda.

A co spowodowało taką zmianę w myśleniu, że teraz Pani wie, że się uda?

Pierwsze dobiegnięcie do mety, pokonanie siebie, pierwsza zgoda, że nie muszę dobiec do mety bo boli mnie noga.

Czyli dała Pani sobie pozwolenie, że może coś nie wyjść tak jak by pani chciała?

Tak było. I gdy wstałam rano na bieg, to nawet noga mnie nie bolała. Najlepszym takim czymś co pomaga to, gdy ktoś młody powie do mnie „o jest moja mistrzyni”. Zdarzyło się też, że młody mężczyzna (50lat) ukląkł przede mną i powiedział „Dzięki tobie przebiegłem maraton” To daje siłę, że jestem dla kogoś wyzwaniem, że ktoś się na mnie wzoruje. To daje niesamowitą siłę. Nawet nie wiedziałam, że ci moi staruszkowie, z którymi chodzę na basen, też mi kibicowali na biegu, „dawaj Grażyna”. Bo ja tego nie widzę i nie słyszę jak biegnę. Powiedzieli mi dopiero na zajęciach pływania. A ja byłam taka szczęśliwa gdy to usłyszałam, że ktoś jednak pamięta o mnie, że dla kogoś jestem ważna, że jestem wzorem dla innych, przykładem dla innych i że dzięki mnie dużo ludzi zaczęło biegać i chcą coś ze sobą robić

Usłyszałam, że po pierwsze to zacząć. Drugie, to dać sobie pozwolenie, że coś może nie wyjść tak jakbym chciała. A trzecie, to pokonywać wszelkie trudności i cieszyć się bo możemy dzięki temu być dla kogoś wzorem i dawać komuś siłę. Jak to jest czuć się teraz taką osobą, która daje innym siłę?

Jest się zauważalnym, ważnym. Nie ma biegu, żeby mnie ktoś nie rozpoznał, żebym kogoś nie poznała nie pogadała. Mam znajomych. Czuję się jak w jednej wielkiej rodzinie. W porównaniu do pierwszego biegu jestem kimś, a nie anonimową sierotką. Gdy biegnę słyszę jak spiker mówi „Pani Grażyna będzie kończyć. Nie pierwszy raz u nas.” Podchodzi z mikrofonem i pyta „Ile razy u nas?” Mówię „Czwarty”. „A który raz na pudle” Odpowiadam „Trzeci” A on na to „To dzisiaj będzie czwarty”.

A co sprawia, że się pani chce każdego dnia wstać, biegać, iść na basen?

OLYMPUS DIGITAL CAMERATeraz to już jest takie pozytywne uzależnienie. Żeby nie siedzieć w domu, nie oglądać telewizji. Ja lubię jak jest trochę pod górkę, pokonywać siebie. Bo jak się biegnie pod górę, to potem się świetnie odpoczywa. I z taką myślą przebiegnę najbliższy lubelski maraton.

 

A jak Paulina na to się zapatruje. Na mamę, która nie siedzi w domu, tylko ciągle coś robi: biega, trenuje, gdzieś jest w jakiś rozjazdach, pokonuje siebie, osiąga sukcesy?

Najpierw była zła i mówiła, że nikt mnie nie doścignie. A teraz chwali się mną na FB.

Jak Pani myśli jaki to może mieć wpływ na Paulinę w jej sytuacji problemowej?

Myślę że dla Pauliny to jest informacja, że można wiele pokonać.

Swoje problemy?

Narobiła wiele błędów…

A ma pani jakieś marzenia co jeszcze chciałaby pani zrobić w życiu?

Mieć dobre relacje z córka, żeby moja córka stanęła na nogi i ułożyła sobie życie. Mieć wnuki, ale jak to będzie to zobaczymy

A jaką byłaby pani babcią?

Nie wiem, myślę że na pewno nie toksyczną. Rozpieszczałabym mądrze, nie wtrącałabym się do młodych chyba, że działaby się krzywda – na to bym nie pozwoliła. A jak skończyłoby dziecko 3 latka to zabierałabym chyba na biegi, żeby zaszczepić zamiłowanie do zdrowego życia. Może i rodzice też by się zaczęli cieszyć swoim życiem a nie tylko życiem dziecka. Często jest tak, że rodzice cieszą się życiem dzieci a nie swoim, a ważne jest cieszyć się swoimi sukcesami a nie czyimiś.

A czemu jest takie ważne aby cieszyć się własnymi sukcesami i tym co się samemu robi a nie żeby żyć życiem innych?

Bo jak się nie ma własnego życia, to nie ma się czym cieszyć. Wymaga się od innych a samemu się nic nie robi.

I co wtedy?

Wtedy człowiek narzeka i mówi „ale źle grają” „ale kiepsko biegnie” – to pobiegnij i ty i zobaczysz ile to trzeba wysiłku. Wtedy, nie ocenia się innych a podziwia. Wtedy, nie zazdrości się innym a stara się człowiek dorównać. Nie sztuką jest zwyciężyć. Zwycięzcą jest każdy, kto wyjdzie z domu i przebiegnie ten dystans, nie ważne w jakim czasie bo nie wszyscy mogą być najlepszymi.

Usłyszałam, że najważniejsze jest zrobić ten pierwszy krok w jakiejkolwiek dziedzinie: bieganie czy zmiana życia. Wyjść z miejsca w którym się jest i iść,  działać i zobaczyć co z tego wyniknie, dać sobie szansę.

Zauważyć ludzi, którzy chcą pomóc a wokół jest dużo pozytywnych ludzi. Nie ma co narzekać na państwo, na system, tylko coś trzeba dać od siebie. Zamiast oglądać telewizję czy plotkować na ławkach można komuś pomóc. Jest dużo chorych ludzi. Dawanie daje większą satysfakcję niż branie. Nigdy nie wiemy kiedy my będziemy potrzebowali pomocy i przyjaznej ręki.

Co poradziłaby pani kobietom, które się zastanawiają czy podjąć, jakieś działanie o którym myślą?

Najważniejsze to trzeba wyjść do ludzi. Zawsze znajdzie się ktoś życzliwy. Początki nie są łatwe. Nie zawsze wychodzi, ale trzeba dać sobie trochę czasu a w pewnym momencie wszystko wyjdzie. Trzeba przełamać samego siebie, nauczyć się cieszyć się życiem. I zaczynać od małych kroczków, ponieważ od razu nie da się przebiec maratonu, nie da się od razu nauczyć mówić po angielsku. Trzeba zacząć i praktykować. Jeśli mi nawet dzisiaj nie wyszło, to jutro wyjdzie. Próbować, uczyć się na błędach, prosić o pomoc i radę innych gdy potrzeba. Myślę, że wszystko wyjdzie, tylko trzeba umieć docenić to, że ja coś umiem. Każdy coś umie. Nie ma ludzi żeby czegoś nie umieli.

Nie zazdrościć innym a podziwiać innych i cieszyć się ze wszystkich swoich sukcesów. Być życzliwym dla ludzi. Tak mi się wydaje ponieważ złość, zazdrość, to bardzo złe uczucia. Zabijają w człowieku siły, osłabiają je i budują złe relacje. Bo jak człowiek komuś zazdrości to bardzo się wyczerpuje fizycznie, psychicznie, i nie ma radości.

Ja w tej chwili jak wygrywam jakiś bieg to myślę, że przecież ktoś inny też chce wygrać. Jak nie wygram to postaram się wygrać następnym razem. Nie zawsze się jest na świeczniku. Trzeba nauczyć się przegrywać. To jest bardzo ważne. Nie tylko wygrywać ale i przegrywać i cieszyć się z tego co już się ma.

Jest tysiące kobiet które nic nie robią, które tylko narzekają. Dla mnie jak przebiegnę 10 km to jest sukces bo wiem, że są tacy którzy nie przebiegną nawet jednego kilometra. Inni nie mogą chodzić lub chodzą o laskach, a ja się cieszę życiem. Po co mam narzekać.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała: Alicja Stankiewicz, ACC ICF, Coach metody CoachWiseTM   , Trener, psycholog

Powyższy tekst jest chroniony ustawą o prawie autorskim i prawach pokrewnych. © Copyright by Alicja Stankiewicz

 
 
    

One thought on “Seniorka – maratończyk. Kto mówi, że jestem za stara aby zacząć biegać?”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *